Otwiera oczy i czuje że dalej żyje. Mówi mu to każdy mięsień w ciele. Uśmiecha się, bo wie, że wczoraj było ciężko i dobrze. Obraca głowę na budzik, 4:30 rano. Zaczynamy.
Siada na łóżku. Nie chce mu się. Myśli by może dziś odpuścić. Powie, że jest zmęczony czy coś go boli. Trenerzy zrozumieją. Zamyka oczy i od razu umysł przypomina mu pewien październikowy wieczór, gdy budząc się w szpitalnym łóżku myślał że to koniec. W jednej sekundzie jego umysł zalewa tamto poczucie śmierci za życia, bezsilności i zmarnowanych późniejszych dni. Przypomina sobie wszystko to co go niszczyło i sprawiało, że bał się żyć. Otwiera oczy i wie, że to minęło. Prędzej umrze, niż pozwolisz by te uczucia wróciły.
4:31 Wygrał poranną bitwę. Trening zaczyna się każdego dnia w jego umyśle. A on już wie,
że dziś tak jak i wczoraj, wygra.
Początek lipca 2013. Niepewnie wchodzi do wielkiej hali na końcu Wrocławia.
CrossFit. Co to jest? Na recepcji wita go Łukasz. Mówi, że kumpel tu trenuje i on też chce
spróbować. Opowiada krótko swoją historię. Od razu słyszy, że brak nogi to nie problem.
Ochoczo się przebiera się i zaczyna coś nowego i pięknego. Nawet jeszcze nie wie wtedy, jak bardzo dobrze trafił. Pierwszy trening. Cieszy się, ze przeżył. Wie, ze to będzie cholernie ciężkie, ale
całe życie takie miał. Liczy się jedno i tylko jedno. Zmartwychwstał.
Prawie 2,5 roku później jest już innym człowiekiem. Nie boi się żyć.
5:15 wychodzi do pracy. Sprawdza torbę, wszystko jest. Pojemniki z jedzeniem na cały dzień,
sprzęt, suple, notes z treningami. Od 6:00 rano w pracy, nie może się doczekać 14:00.
W pracy też dba o formę. Śniadania, obiady. Ludzie się pytają ile można jeść to samo.
Ale się tylko uśmiecha i mówi „Moje ulubione”. Często też słyszysz „Aleś ty wielki”
albo „Widziałem ostatni twój filmik z zawodów, szacun” I wie, ze idzie w dobrym kierunku.
Łapie pozytywną energie. O 14:00 ma tylko jedno pytanie. Gdzie dziś trening?
Czy na AWF czy w CrossFit Wrocław. Poranny ból czy zmęczenie odeszły w niepamięć.
Wie, ze zaraz będzie bolało, że będzie ciężko. Ale pragnie tego.
Paweł, Łukasz, Wojtek, Karol, Piotrek, Ewa i później Mariusz. Teraz wie, ile miał szczęścia, ze spotkał tych ludzi. Uwierzyli w niego, nim on odbudowałeś wiarę sam w siebie. Pokazali, że
można. Nie wie do końca dlaczego oni uwierzyli w spasionego gościa bez nogi, ale uwierzyli i dali drugie życie. Nie zmarnuje tego. Mówili do niego mistrzu, bo potrafił przepłynąć maraton na ergowiosłach na jednej nodze czy dlatego, że robił szalone WODy Crossfitowe na jednej nodze. Dziś jesteś mistrzem. I kiedy CrossFit stał się jego małą miłością, okazało się,
że jest coś w czym jest dobry I to nawet bardzo. Jeden z jego filmów
ogląda trener kadry Polski. I zaprosił na treningi. Dość szybko okazuję się, ze ma talent i predyspozycje. I zaczyna się. Wie, ze to jest dobre. Że może osiągnąć coś wielkiego i zrobić
to jak nikt przed nim. I wierzy w to. Ta idea siedzi w jego umyśle i każe mi iść do przodu każdego dnia. A on walczysz o to tak jak tonący walczy o każdy oddech. Wie, że jak przestanie walczyć, to czeka go śmierć za życia. Już nie boisz się żyć. Każdego dnia idziesz do przodu.
Dziś już wierzy w siebie. Bardziej, niż kiedykolwiek.
Właśnie wrócił z Cetniewa. Miał badania lekarskie, konferencje i treningi przed Mistrzostwami Europy w Podnoszeniu ciężarów przez os. niepełnosprawne. Turniej już za 3 tyg. To jego debiut.
I to zaledwie po roku treningów. Rok temu poszedł na trening, a dziś wie, że za chwilę spełni marzenia z dzieciństwa. Założy strój z Orłem Białym i będzie reprezentować swój kraj!
Rok ciężkich treningów, gdzie nieraz nie miał siły by później ręce podnieść. 26 ton przerzucone na treningu? Pfff, co to dla niego? Zdobył złoto Mistrzostw Polski. Wbiegał na Góry co mają 1000 metrów. Wchodził na wysokości ponad 2000 tyś metrów, trenował 3 razy dziennie,
spotkał wielu wspaniałych i interesujących ludzi. W rok poprawił się o ponad 50 kg.
I jedzie na ME. A to dopiero początek. Ma to dzięki ciężkiej pracy. Dzięki wierze w stawanie się lepszym. Ma świadomość co było kiedyś. Dlatego wciąż idzie do przodu. Dlatego za każdym razem o 4:30 podejmuje tą samą decyzje. Walka! Stworzył się na nowo, do czegoś wielkiego. Uda mu się. Ma wielu przyjaciół którzy go w tym spierają. I chodź kroczy sam, ta drogą to nie podda się. Pokora, cierpliwość. Wykuwał to w sobie, gdy na zawodach CF zajmował ostatnie miejsca, albo gdy kończył długo po innych. I tak dzień po dniu.
Więc wie, że porażka to tylko kolejna lekcja. Uczy się.
Wraca do domu koło 19:00-20:00. Zmęczony ale szczęśliwy. Czuje, że dziś zrobił mały kroczek do przodu. I jest dumny z siebie. Jak zwykle, robi „Moje ulubione” na jutro. Roluje obolałe plecy, ręce. Rozciąga się. Boli jak cholera, ale dzięki temu cały czas jest sprawy. A kiedyś myślał, ze mobility to bzdura, dziś wie, że to cholernie ważna sprawa.
Dobra książka, albo trochę materiałów by pogłębić własną wiedzę na temat sportu. Na tyle zostaje mu czasu. Albo aż tyle. Lecz kocha takie życie. Wiesz, że jest dobre. Czuje je i smakuje. 22:00 Pozwala by zabrał go sen. Kończy się jego kolejny dzień. Dzień który wygrał.